Legenda o Piekarach
Dawno temu żył sobie pewien sympatyczny młodzieniec o imieniu Eustachy. Nie znał on swoich rodziców, gdyż umarli na tajemniczą chorobę, gdy chłopiec miał zaledwie kilka dni. Na wychowanie wzięła go siostra jego matki, niejaka Rozalia. Była ona starą, bezdzietną kobietą, która postanowiła przygarnąć sierotę tylko z uwagi na majątek, który pozostał po jego rodzicach.
Eustachy nie zaznał w domu ciotki szczęścia. Od samego początku traktowała go niegodziwie. Była bardzo złośliwa i ciągle zła na wszystko, nigdy nie nagrodziła ciepłym słowem za jego wzorowe zachowanie. Gdy Eustachy podrósł, ciotka wykorzystywała go do prac domowych w gospodarstwie. Traktowała jak parobka, nie zapewniając choćby odrobiny ciepła rodzinnego. On jednak nigdy nie buntował się, był pracowity i posłuszny Rozalii. Pewnego dnia Eustachy ciekawy świata postanowił wyruszyć w drogę. Ciotka nie protestowała, a nawet było jej to na rękę. Ciągle obawiała się, że dorastający chłopak może w końcu dowiedzieć się o majątku po rodzicach.
Tak więc młodzieniec nie zatrzymywany przez nikogo ruszył przed siebie, wędrując od wsi do wsi w poszukiwaniu pracy. A że żadnej roboty się nie bał, toteż zatrudniał się do różnych zajęć. Jednego dnia pasł owce, drugiego już był drwalem w lesie, innym razem kosił zboże. Gdzie by się nie pojawił, wszyscy go lubili, bo był pracowity, uczciwy, a do tego zawsze uśmiechnięty. Takie życie z czasem jednak zaczęło go męczyć i coraz częściej rozmyślał o tym, żeby gdzieś osiąść na stałe. Lecz gdzie jemu sierocie znaleźć choćby jaki wolny kąt, gdy w kieszeni ni grosza nie było. Nadzieja pojawiła się jednak pewnego wiosennego poranka. Słońce świeciło wyjątkowo ciepło, tak więc Eustachy ogrzany w jego promieniach miał wyjątkowo dobry humor i zapomniał o swej niedoli. Miejscowość, do której dotarł, była piękna, pełna kwiatów, wysokich, starych drzew. W oddali, tuż za gęstym borem, spostrzegł śmigła wielkiego wiatraka.
- To na pewno młyn, może znajdę tam pracę - pomyślał i postanowił iść w tym kierunku. Po kilku krokach zatrzymał się, gdy usłyszał dziwne nawoływania. To pastuszek, który nieopodal na łące pasł swoje owieczki, krzyczał w jego kierunku. Eustachy dowiedział się od niego, że młyn od lat jest nieczynny, a mieszkańcy wsi w ogóle nie wchodzą do lasu. Od śmierci młynarza w borze dzieją się dziwne rzeczy. Kto tam wejdzie, już nigdy nie wraca.
- To idealne miejsce dla mnie, pastuszku. Nie mam własnego domu, chętnie więc tam zamieszkam, a odwagi mi nie brakuje- powiedział Eustachy i pomachał zdziwionemu chłopakowi, który z wrażenia aż zaniemówił. Pewnie to czary przestały już działać, bo wędrowiec szczęśliwie dotarł na miejsce. Był oczarowany widokiem starego młyna, który nadawał się do pracy. Mężczyzna niemalże od razu zakasał rękawy, uruchomił młyn, a z czasem otworzył obok piekarnię, co przyszło mu z łatwością, bo podczas wieloletniej wędrówki wyuczył się wielu fachów. Szybko rozeszła się po okolicy wieść o pracowitym Eustachym.
Ludzie z przyjemnością przybywali tu po mąkę i chleb. Już wkrótce młodzieniec miał tyle pracy, że przyjął do pomocy dziewczynę. Miała na imię Katarzyna i była wyjątkowej urody. Po pewnym czasie młodzi bardzo zakochali się w sobie i postanowili się pobrać. Niedługo więcej ludzi zaczęło się zjeżdżać w okolicę dobrego „piekarza”. Niektórzy postanowili się tu osiedlić, znajdując pracę u Eustachego i niezły zarobek. On w tym czasie zmężniał, doczekał się wielu dzieci. Jego czarne, gęste włosy przyprószyła siwizna. Jedno się nie zmieniło. Zawsze uśmiechał się do wszystkich i zawsze miał dla każdego dobre słowo. A miejscowość, która powstała dzięki niemu, nazwano Piekarami.