Pustelnik Krzesz
Słynął książę Bolko I z umiłowania do Karkonoszy. Napawało go zachwytem piękno tych olbrzymich gór, dzikość borów je porastających oraz dorodna zwierzyna.
Zwiedziony pięknym wschodem słońca, pewnego słonecznego poranka wybrał się na łowy w Góry Krucze. Wiosna wtedy królowała, to też pogoda bywała kapryśna i nieprzewidywalna. Momentalnie nadeszły chmury, niebo zasnuło się mgłą i sędziwy już wtedy książę przemókł na wskroś. Nie pomogła nawet zbroja rycerska, którą na polowania zwykł przyodziewać, by przed ewentualnym atakiem grubego zwierza się chronić. Napotkany w drodze kasztelan - Wincenty Straża, myśl podsunął przemokniętemu księciu. Poradził, by udać się do pustelnika żyjącego nad rzeką Zadrną. Jak twierdził, samotny starzec był świątobliwym człowiekiem, co już półtora wieku sobie liczył i księcia pradziadów odległych pamiętał. Udali się więc wspólnie, drogą przez kasztelana wskazaną.
W niedługim czasie dotarli do serca lasu, gdzie mieściła się owa samotnia. Z daleka ujrzeli chatę pochyloną ze starości i zielskiem porośniętą. Na szczycie jej dachu wieżyczka z krzyżem górowała. W drzwiach ukazał im się starszy mężczyzna, w jasnych szatach, z wianuszkiem długich, anielskich włosów okalających łysinę. Zawiesił wzrok na zsiadającym z konia księciu i pokłonił się nisko-mówiąc:
- Bądź pozdrowiony Panie! - Jednocześnie gestem uprzejmym zaprosił czcigodnego gościa w swoje skromne progi. Niebawem książę rozkoszował się ciepłem płomieni dobywających się z kamiennego paleniska. Gawędząc z Wincentym dowiedział się władca, że pustelnika Krzeszem zwą, a ponieważ w okolicy zamieszkuje sam, bór nad rzeką wkoło jego chaty ludzie okoliczni Krzeszoborem nazywają. Podobno ludzie też mawiali, że starzec samotnie żyje, z Bogiem i zwierzętami rozmawia. Niektórzy powiadali, że w klasztorze kiedyś księgi przepisywał, psalmy pochwalne układał, a podobno i świętych malować potrafił.
- Ojcze, bracie Krzeszu. Przyjaciel Wincent mi mówi właśnie, że świętych niegdyś malowaliście – książę zagadnął wpatrzonego w płomienie staruszka, który właśnie nadszedł z ziołami.
- Wasza Miłość, świętych nie malowałem, jeno anioły, które kiedyś do mej chaty przyfrunęły.
- Anioły u was były? - zdumiał się książę.
- Tak Panie, dawno temu – dwa anioły w ludzkich postaciach i Maryję, matkę Jezusa malować mi nakazały.
- Długo Ojcze Krzeszu malowaliście? – dopytywał zadziwiony książę.
- Było to dawno temu, jak jeszcze panował Wasz dziad. Spać i jeść wtedy nie musiałem, tylko siła wielka rękę mą prowadziła. Z chaty nie wychodziłem, kiedy dzień, a kiedy noc nie wiedziałem – małomówny staruszek wyraźnie się ożywił.
- A gdzie wasze dzieło, Ojczulku? – książę był wyraźnie zafascynowany.
- Niedaleko Jaśnie Panie, za mą chatą jest kapliczka, którą pobudowałem, a w niej ołtarz, na którym obraz umieściłem, bo przecież w takiej ubogiej chacie nie jego miejsce.
Książę uzyskawszy zgodę pustelnika udał się do kapliczki, która w końcu skromnej sieni się mieściła. Klęknął przed obrazem i opuścił wzrok. Podniósłszy go ponownie zrozumiał, że Madonna z tego cudownego obrazu przemawia do niego w jakiś niewidzialny sposób. Pomimo tego, że ciepło i dobro, przemawiało z jej oczu, książę zapadał się w niewidzialną, chłodną otchłań.To niesłychane przeżycie odmieniło księcia i wprawiło w zadumę. Siedząc chwilę później w izbie Krzesza, władca obmyślał plan, o którym zaraz pustelnikowi opowiedział:
- Opuścić was wielebny muszę, ale dziś już obiecuję: opata z zakonu henrykowskiego poproszę wnet, by kilku braciszków podesłał. Niech oni niezwłocznie koło waszej chaty świątynię pobudują. Tam, czcigodny staruszku przekażecie ten cudowny obraz Matki Boskiej z Jezusem, bo wasza kapliczka dla tego dzieła jest zbyt uboga. Ja ze swej strony za gościnę dziękuję i zaszczytem było dla mnie was pustelniku poznać.
- Podwładni Cię potrzebują, Panie. Bądź dobrym i prawym władcą. Ja niedługo ziemię opuszczę i udam się do Tronu Wszechmogącego. Zatem obraz mój niech po wieki miejsce godne znajdzie w kościele, który tu w mojej Krzeszowskiej samotni wybudujecie. I niech służy on na wieki boskiej chwale oraz wszystkim błogosławieństwa potrzebującym.Tak niewielka, położona w sercu gór i lasów kapliczka dała początek Opactwu w Krzeszowie.