Skarb z Julianowa
Ciężkie to był okres dla Rzeczpospolitej, kiedy nękana Szwedzkim Potopem utraciła wiele dóbr kulturowych i skarbów. Szwedzi, którzy po łupieżczej wyprawie zaczynali powoli wycofywać się z rabowanych terenów, starali się zabrać ze sobą jak największe łupy.
Obładowane złotem i dziełami sztuki wozy grzęzły w mieliznach i błocie, tak że część skarbów należało zostawić lub porzucić.
W takiej sytuacji najbardziej cierpiały obrazy, których protestantcy Szwedzi ani nie czcili ani nie szanowali. Nastał dzień, że Szwedzi z dużo większym zapałem musieli się wycofywać, niż atakowali. Rozdrażnione wojska Króla Jana Kazimierza deptały im po piętach. Tabory pełne łupów i kosztowności szły przodem aby, w przypadku ataku wojsk od tyłu, Szwedzi nie stracili tak znacznego przychodu. Szwedzi szargani wojną podjazdową i nie pewni odległości wojsk Rzeczpospolitej poczęli porzucać coraz więcej łupów ratując własne życie.
Tuż pod koniec wojny armia szwedzka, wraz z kilkunastoma wozami złota, dzieł sztuki a nawet desek dębowych z pałaców i zamków, dotarła do lasów koło Julianowa na Kujawach. Tam po naradzie i pewnych ustaleniach, postanowiono zakopać sporą część skarbów blisko leśniczówki, obok której stacjonowali. Wierzyli bowiem, że kiedy z tak okazałym łupem dotrą do Szwecji, będą mogli odbudować armię aby powrócić po pozostałą część skarbu. Następnego dnia armia szwedzka opuściła julianowskie lasy, udając się dalej na północ.
W kilka godzin później do chaty powrócił leśniczy z dwoma synami, widząc świeżo zakopaną ziemię, natychmiast poczeli kopać, a że skarb znajdował się tuż pod powierzchnią ziemi szybko dotarli do ogromnych skrzyń. Niestety ale leśniczy nie przewidział tego co się stało niedługo potem, ponieważ skarbu było zbyt dużo, jeden z synów „oberwał się ” i zmarł. Również leśniczy nie cieszył się długo bogactwem, odszedł w dwa miesiące później. Najstarszy syn, postanowił skarb zakopać, ale w innym miejscu. Pozostawił zapiski gdzie skarb ukrył i wyruszył na południe aby tam szukać szczęścia.
Skarb były wielokrotnie odnajdowany, a każdy kto próbował z niego korzystać, cierpiał na zdrowiu fizycznym lub psychicznym, poprawiało się dopiero po odłożeniu „kosztowności ” na miejsce. Mimo, iż skrzynie były przenoszone w nowe miejsca aby uchornić ludzi przed negatywnymi skutkami. Zawsze znalazł się człowiek, który odnajdywał skarb który był powodem jego nieszczęść. Jeszcze dziś część skarbu ukryta jest w julianowskich lasach, i czeka w ziemi aż zostanie zwrócona potomkom prawowitych właścicieli.