O nadwiślańskiej Biedzie
Dawno, dawno temu w Warszawie, za panowania króla Jana Kazimierza, żyli sobie dwaj bracia o nazwisku Orzeszek. Choć to byli bracia rodzeni, życie ich potoczyło się zupełnie inaczej.
Jeden z nich – Bartosz mieszkał na Krzywym Kole i był rzeźnikiem. Młodszy – Walery, mieszkał w ubogiej chacie i był piaskarzem. Bartoszowi dzień za dniem upływał w dostatku, zamówienia dostawał wprost z królewskiego dworu.
Młodszemu, zaś mimo ciągłej pracy, pieniędzy nie przybywało. Z drugiej jednak strony, dużego zapotrzebowania na piasek w okolicy nie było. Pewnego dnia wracał Walery spod Kazimierza, gdzie przez kilka dni zajmował się wydobywaniem piasku. Nagle jakoś nieszczęśliwie skręcił swoją łodzią i wpadł w wir wodny. Na tym nie koniec nieszczęść tego dnia, bo zgubił gdzieś w otchłani wodnej jedynego dukata – zapłatę za wykonaną pracę. Zrozpaczony Walery zanurkował kilkakrotnie w wodzie w poszukiwaniu dukata. Jak okazało się potem – bezskutecznie. Usiadł na brzegu rzeki i gorzko zapłakał.
- Jaki jestem nieszczęśliwy!- szlochał Walery.
- Pech zawsze chodzi w parze z biedą- odparł tajemniczy głos (był to głos Biedy).
- Ale jestem nieszczęśliwy, nic mi się nie udaje…- dodał. Minęła noc, a ona jak wiadomo przynosi zawsze dobre rady. Walery postanowił udać się do swojego brata na ucztę weselną.
- Rodzonemu bratu na pewno nie odmówi gościny – myślał po drodze.
Za Walerym krok w krok szła wychudzona Bieda. To ona tak upodobała sobie biedaka i nie opuszczał go ani na krok. Walery na ucztę nie został wpuszczony. Sługa brata przekazał mu wielką kość wołową. Bartosz nie chciał mieć nic wspólnego z bratem. Cóż mógł zrobić Walery, wziął kość i odszedł. Ponieważ był głodny, ogryzł cały gnat z resztek jedzenia, a Biedzie dał do zjedzenia szpik. Wygłodzona Bieda, aż się wślizgnęła do środka kości. Wtem przyszła biedakowi taka myśl:
- A może by tak zamknąć Biedę w środku tej kości? Pozbędę się jej i może będzie mi się lepiej wiodło – myślał Walery. Jak pomyślał tak i zrobił. Jak ta Bieda piszczała, jak go prosiła o wypuszczenie, obiecywała bogactwa za wypuszczenie. Walery pozostał nieugięty. Zabrał gnat z Biedą w środku i zawiózł w odległe miejsce, gdzie nikt jej nie znajdzie. Dla pewności jeszcze wrzucił do starej studni. Od tego czasu los się odwrócił. Walery już nie chodził głodny, zaczął nieźle zarabiać a nawet mógł pomagać bardziej potrzebującym.
Widoku tego nie mógł znieść jego brat Bartosz. Był ciekaw, dlaczego tak jego ubogi brat nagle zaczął się bogacić. Zaprosił brata na ucztę, nie żałując przy tym ani dobrego jedzenia ani dobrego wina. Język jak wiadomo rozwiązuje dobra uczta, zresztą Walery nie miał nic do ukrycia i powiedział, co zrobił z Biedą, która go prześladowała. Bartosz jak to usłyszał postanowił, uwolnić Biedę z niewoli. Widać zawiść potrafi przyćmić miłość braterską. Jak postanowił, tak zrobił. Odnalazł starą studnię i uwolnił Biedę. Wypuszczona z pułapki Bieda, aż pisnęła z radości.
- O mój wybawco! Już ja nigdy Cię nie opuszczę! – rzekła uradowana Bieda. Uczynek ten stanął prawie dosłownie mu kością w gardle. Nie minęło wiele czasu, a Bartosz Orzeszek stracił cały swój majątek i stał się jednym z żebraków pod warszawską Farą. Bieda dotrzymała słowa, nie opuściła już swego wybawiciela. Co dalej stało się z Biedą? Tego nikt nie wie? Może znalazła kolejnego biedaka, którego nie może opuścić…Kto to wie? Wiadomo jednak, że dziś mówi się często ,,Bieda aż piszczy”, na pamiątkę tamtej historii, nie tylko w Warszawie, ale i w całej Polsce.